Koniec sielanki

Małgosia: Kiedy wróciłam z lotniska dziewczyny już były na tarasie z Benem, pili herbatę i jedli figi w syropie. Blanka zasnęła. Ben, po naszej krótkiej, ale znaczącej wymianie zdań, wziął rower i poszedł sobie pojeździć… Natomiast Agnieszka z Kasią zabrały się za dokończenie mycia okien wcielając się w role Polskich sprzątaczek, oferujących nie tylko sprzątanie ale także inne usługi.

Ben: Małgosia rano pojechała odstawić Bruna na lotnisko a ja zgodnie z umową, o 13-tej spotkałem się z Agnieszką i Kasią przy wege-barze. Agnieszka była z Blanką… od razu poszliśmy do naszego domku, by rozłożyć się wygodnie na tarasie, w tej niecodziennie pięknej, jak na Kopenhagę pogodzie – powiedziała Agnieszka :-)
 rozmawialiśmy na różne tematy, wymienialiśmy się wrażeniami z życia emigrantów… ja od lat w Genui, dziewczyny w Kopenhadze… na dodatek Kasia wróciła własnie z półrocznego pobytu na ekologicznych farmach w Nowej Zelandii, więc było o czym mówić, Blanka gaworzyła, a my gawędziliśmy, aż nasza rozmowa zeszła na „Zabawę w dom”.

 — ach… trochę mi szkoda że muszę jutro jechać – powiedziałem dziewczynom.
 — musisz jutro jechać? – zapytała zdziwiona Kasia.
 — mam kupiony bilet. wiesz jak to z tanimi biletami lotniczymi, nie można ich zmieniać.
 — czemu kupiłeś tak głupio bilet, że wyjeżdżasz przed imprezą? – zapytała Agnieszka.
 — …prawda jest taka, że Małgosia kupiła mi bilet. to ona zajmowała się organizacją. a na pomysł imprezy wpadła podobno Monika, kiedy bilety były już kupione. bo to będą niby jej urodziny, czy coś…
 — szkoda – potwierdziły razem dziewczyny.
 — no, szkoda. nie zdążyłem nawet porządnie pojeździć na rowerze po Kopenhadze. jogi nie poćwiczyłem… nie było czasu.
 — patrz do czego doszło. linie lotnicze dyktują ci co masz robić.
 — wiesz, że od wczoraj o tym myślę. sprawdziłem nawet ceny biletów na przyszły tydzień i…
 — ile kosztuje?
 — 460 koron.
 — człowieku, przecież to tanio! patrz jaka jest pogoda [świeciło słońce, niebo bezchmurne, bezwietrznie] a zapowiadają taką pogodę na cały następny tydzień. domek masz w Christianii, rower od Tomasa, nad czym ty się zastanawiasz?! trzeba korzystać z okazji – mówiły dziewczyny jedna przez drugą (Agnieszka bardziej perswazyjnie:)
 — Małgosia się ucieszy – dodałem zdecydowany. – zrobię jej niespodziankę. Monika i Tomas na pewno też… no i będę na imprezie, a słyszałem, że Monika zaprosiła na nią mnóstwo znajomych z całej Europy :-) fajnie będzie ich przyjąć w naszym domku, który – dodałem z nutką dumy – powoli po wymalowaniu, wysprzątaniu i umyciu okien…
 — myciem okien my miałyśmy się zająć – dziewczyny razem.
 — ok. zostawiłem dla was to największe, reprezentacyjne, w salonie.
 w tym momencie na schodach pojawiła się Małgosia.
 — Bruno poleciał – powiedziała z uśmiechem na przywitanie – jak się bawicie?
 — miło sobie rozmawiamy… – i od razu oznajmiłem jej wieści – a wiesz, zdecydowałem zostać. nie lecę jutro. kupię nowy bilet.
 Małgosia na tę nowość jakoś nie zareagowała. weszła do mieszkania, by po chwili pojawić się w drzwiach z pretensją na ustach.
 — ale jak… nie możesz tak znienacka. jutro przyjeżdża Thierry, a on przecież też miał mi pomóc.
 — …nowy kochanek? – zapytałem po chwili, która mogła trwać sekundę albo nieco dłużej.
 Małgosia odparła coś mocno zmieszana albo może mi się wydało. w każdym razie znikła w domku wzburzona.
 spojrzałem na Kasię i Agnieszkę. one patrzyły na mnie. były chyba skonsternowane tym nagłym i zupełnie niespodziewanym obrotem sprawy.
 — dziewczyny… – powiedziałem wstając z fotela. – to ja idę. pojeżdżę na rowerze po Kopenhadze póki czas, bo jutro lecę.

po powrocie z ostrej przejażdżki – musiałem odreagować – ścigałem się z najszybszymi miejskimi rowerzystami (niebezpieczne to zajęcie:) wszedłem do “naszego” christianskiego domostwa. Małgosia krzątała się w kuchni. napiłem się wody i usiadłem w fotelu. Malgosia dalej niby krzątała się w kuchni. zazwyczaj zatęchłe w naszym mieszkaniu powietrze, aż wibrowało od rychłej konfrontacji.

— to kto to do ciebie przyjeżdża – zapytałem niby wyluzowany – i co takiego będziecie robić, że wam będę w tym przeszkadzał?

dobrze, że Bruno wyjechał i nie był tego świadkiem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *